Słońce na przemian z ulewami, wylegiwanie na hamaku, rąbanie drewna, spacery pięcio-kilometrowe po świeże pieczywo, radość szaleństwo i wszystko czego mi brakowało..
I mały osioł, który się nazywa - kłębek ale historia jego imienia później :)
Szczęśliwy drepcze całymi dniami po podwórzu i zagrodzie w celu podkradnięcia komuś czegoś do jedzenia ( np. moich śniadaniowych kanapek ) ale trzeba mu przyznać zachowuje się kulturalnie je wprost z talerza.
Przeszłam kurs jeżdzenia traktorem i kurs szybkiej orientacji..
Dowiedziałam się, że na tym końcu świata też jest internet tyle, że nikt z niego nie korzysta - więc ja myśląc iż go niema dowiedziałam się przypadkiem głowiąc się przez pół dnia jak zrobię przelew, na co kochany Tomek uciekając przed kłębkiem ze swoim jabłkiem, krzyczy do mnie - a nie możesz przez internet ?
Kończy się moja chwila, bo obiecałam odwiedzić jeszcze panią Jagodę, chciałabym zrobić jeszcze tyle rzeczy a wieczorem przyjedzie Grześ i zapewne bedzie mnie popędzał.
Wujek widząc moją minę przyśniadaniu powiedział, że mogę zostać na stałe, wkońcu potrafie gotować, jestem robotna i wszyscy mnie lubią :) może kiedyś i tak będzie..