wtorek, 18 października 2011

Pora deszczowa przyszła a ja się z nią zaprzyjaźniłam były nadziewane powidłami bułeczki maślane i łosoś na niedzielnym obiedzie..

Jednak to co ostatnio daje mi największą radość to nie te wszystkie słodkości ( których za sprawą zawziętego Davida znacznie mniej ) a nowo odkryte pieczenie chleba i to już nie tylko takiego jednego poznanego i nauczonego na zakwasie ale różnych innych napotkanych i nadesłanych..

Więc po pracy czas jest najpierw na pieczenie, uruchamianie maszyny, nagrzewanie piekarnika, zaglądanie przez szybkę do środka a potem na uśmiech do laptopa, długie rozmowy i słowne zagwostki, kawy, herbaty i inne spotkania.

Mój mąż będzie musiał mieć dobrą przemianę materii bo kto będzie się zajmował konsumpcją ? na razie jest ciocia i daje sobie wyśmienicie radę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz