niedziela, 24 października 2010

Dzień był cudowny przez bardzo duże C,
i pięknie słoneczny,
cichy, pełen wrażeń, wysiłku i radości,
wspaniałej jak na okoliczności słabej przesłodzonej herbaty,
pełen niesamowitych miejsc i ludzi..

ale o tym później bo teraz trzeba spać,
zebrać siły co by jutro wziąć sie za naukę
do kolokwiów na czwartek :)

sobota, 23 października 2010

Wyprawa na Wiktorówki..
z nadzieją, że nie zgubie się po drodze :)
i z dużą potrzebą spokoju wewnątrz..

Pobudka przed ptaszkami,
wyjazd na zakopiec o 5 :)
spacer do MB Królowej Tatr
i cudowna słaba przesłodzona herbata

Z nadzieją, że to dopiero początek Krakowskich wypraw..

piątek, 22 października 2010

Postanowiłam się już nie denerwować..
Oczywiście po tym jak już się potwornie zdenrwowałam, prawie wsiadłam do złego tramwaju, i miałam chęć wypić ze dwa litry coli i zjeść tabliczke czekolady..
Wzięłam się w garść..
Co będzie to będzie..

Zadzwoniłam do Grzesia, wymiękłam, ucieszył się, nie wypominał o dziwo, też tęskni..
Ukryłam trochę słońca w kieszeniach, na później..

Chyba potrzebuję troche samotności, stąd pomysł na Wiktorówki :)
i mam wielką nadzieję, że w niedziele będę się cieszyć tamtejszym słońcem..

czwartek, 21 października 2010

Jeszcze tylko do mostu..
tego a potem następnego..
Widać Wawel i jest radość..
tym większa, że dziś wiało w twarz..

Jutro basen mam nadzieję..
nadzieję, bo nie wiem czy wstanę rano..
tu tak miło się śpi..

wtorek, 19 października 2010

Ostatnimi czasy kiedy wolnego mam jeszcze pełne kieszenie przyglądam się trochę, a trochę nie mam wyjścia - sobie właśnie.. I widzę sprawy, które dotąd były mi bardzo dalekie.
Co ciekawe mieszkając sobie sama w pokoiku, niby miedzy ludzmi ale na uboczu kształtowałam i umacniałam w sobie mase strasznych przywar i przezwyczajeń, które jak się okazuje uprzykrzają mi ostatnio życie..

Kraków zapadł się w jesienno chlipiącą aurę, czego nie można powiedzieć o beczce tętniącej życiem, dni toczą się wcale nie leniwie a co dziwne dość prędko nawet. Jeszcze chwila i miła wizyta w Gdańsku z długą kąpielą, szarlotką i miłymi wizytami.
Bakteryja straszna, z którą walczę od przyjazdu do krk mogłaby już sobie iść a przedewszystkim nie swędzieć ale ona uparta musi mnie denerwować wtedy kiedy nie trzeba, zapowiada się na szczęście niedługi jej koniec.

Ludziska uczelniane coraz ciekawsze, wieczory będą raczej nienudne :)
Zaciągnę się chyba razem z moim wolnym czasem do kliki co by chociaż jakiś mały pożytek był z tego mojego siedzenia w Krakowie.
Czas spać co by jutro aktywnie i naukowo spędzić wolny dzień :)

sobota, 16 października 2010

Wstałam właśnie - godzina prawie 14 :)
głos podobno dalej przepity jak to twierdzi julka (chociaż nic nie piłam)

Naprawde można powiedzieć o mocnej grze nocnej w dodatku kosmicznej.. bo i beczkowej..
trzeba tylko wiedzieć jak się ustawić, my z julką nie wiedziałyśmy ale się ustawiłyśmy na cała grę :) W naszej prawie męskiej drużynie z wyłączeniem mnie i julki ganialiśmy się po Krakowie oświetlonym latarniami :) było poszukiwanie małego księcia, wykonywanie misji, łapanie piratów, obrona przed złymi ludzmi i inne niesamowite wydarzenia :)

A potem.. niezapomniana impreza w beczce ...ten klimat, ten luz... bębny, gitara, świrnieci ludzie, masa słodkości, skakanie na dywanie, śpiewanie, objadanie i masa radości, takiej dobrej radości, ludzie obcy a jednak przez chwile jakoś bliscy i brat, który cieszy się cały i uśmiecha się twarza a nie tylko kącikami ust, tłum, gorąc, dywan wciąż przesuwający się pod nogami..

Radość dużo radości.. i wstawanie o 14 :)
Wkońcu studenckie nocne życie..

wtorek, 12 października 2010

Dziś usłyszałam na uczelni, że całkiem nieźle idzie mi przystosowywanie się do otoczenia nie jakiegoś tam oczywiście ale Krakowskiego..

Przebiegam oczywiście na czerwonym świetle.
Na przystanku jestem zawsze równo z tramwajem.
nie wiem co to pasy.
kojarzę ulice (przynajmniej te koło domu)
wszędzie się śpiesze
wiem, że w krk chodzi się do dominikanów
że najtańsze piwo w sesji

Jak to mówią chłopaki naucz się jeszcze jeść obwarzanki, a potem to już zostanie prawdziwe studenckie imprezowanie..

Trochę mi się tęskni, ale tylko tak trochę, za szafką pełną herbat przed którą można stać długo..
Pani w sklepie na przeciwko, która co rano opowiadała nową historię..
Tego przytulnego dominikańskiego domku..
Michaśki tłukącej mi w szybę od pokoju..
Morza kiedy wieczorem biegałam po brzegu..

Dobrze mi tu trzeba to przyznać nie wpadłam w żadną przepaść Gdańsko-Krakowską co jest sukcesem.. i znam drogę nożną, tramwajową, autobusową i korkową na wszystkie swoje wydziały :)


sobota, 9 października 2010

ul Kopernika

Kolejny z seri słonecznych i.. kolejny z serii Krakowskich sympatycznych dni :)
Dziś w ramach postanowienia, że trzeba jak najwięcej z tego cudownego słońca skorzystać zafundowałam sobie wyprawę do ogrodu botanicznego. Prosto Dietla a potem trzeba skręcić w ulicę bodajże poniatowskich, po prawej stronie ciągnący się w nieskończoność szpital UJotu ale za to po lewej śliczne drzewa, potem drugą w prawo - ale zaraz to nie miała być ulica Kopernika - tak to jest jak ktoś zamiast w prawo ciągle gapi się na rosnące po lewej drzewa. Pomyłka przypadkowa ale doprowadziła do wejścia a tam w kasie przezroczysta pani, zaryzykowałam i zadałam pytanie i o dziwo pani się rozprominiła i nawet na koniec zaprosiła jeszcze raz w okolicach lipca.

I wszystkie moje ulubione drzewa Surmia i Bożodrzew masa klonów palmowych, mięsożerne rośliny i cała szklarnia storczyków półpasożytów. W jednych gorąco w innych znowu chłodno i tak to było owijenie i rozwijanie chustki. Na końcu mojej wyprawy przypadkiem weszłam w ścieżkę, która zawiodłą mnie do palmiarni ( przypadkiem bo musiałam zmienić kierunek żeby nie obudzić śpiącego na ławce pana ) a w palmiarni schody do góry(ale nie samej) i w końcu znak - wejście na wyższą platformę zabronione ale z nieba mi spadł a może i zszedł z góry uśmiechnięty pan, zapytałam więc czy pracownicy mają możliwość wejścia na samą górę, a pan w szalonym wyrazem wymalowanym na twarzy powiedział, że i owszem i może mnie wpuścić jeżeli chcę. Takim sposobem miałam widok na całą palmiarnię z nieba. Na końcu mojej wyprawy pan pokazał mi jeszcze strąki wanilii i tu dopełniła się moja szczęśliwość. Pożegnałam się z panem i z panią w kasie i wyruszyłam nad wisłę..

Przydałaby się jeszcze grzesiowa rozmowa :) i on jak zawsze niezawodny zamiast słow na powitanie - zapytanie czy wracam już do Gda kiedy dostał przeczącą odpowiedz zapytał się ze smutkiem czy długo jeszcze musi czekać na to aż Kraków mi się znudzi.. i chyba jednak długo! :)

sobota, 2 października 2010

Pierwszy Krakowski..

Siedzę sobie już w serduszkowato śpiących spodniach i przypominam migawki z dzisiejszego dnia.. Trzeba przyznać, że był to bardzo miły krakowski dzień i nawet słoneczny. Za Gdańskiem jeszcze nie przyszła do mnie tęsknota ale myślę, że to w najbliższym czasie nastąpi..
Zajęć na uczelni o dziwo mam umiarkowanie z wolnymi piątkami i częściowo wolnymi poniedziałkami, co do mieszkania to jeden pokój przyjaźnie udomowiłyśmy-zabałaganiłyśmy, w drugim zaś lokatorką jest narazie deska do prasowania, która dniami i nocami plotkuje z żelazkiem wpadamy tam tylko zrobić sobie jedzenie i korzystać z parapetów :)

Kraków oswajam powoli, dziś rano moim celem zaraz po odnalezieniu najkrótszej drogi nad wisłę było dobiegnięcie na wawel a potem do sąsiadującej dominikańsko piekarni, ranek przepiękny choć zostałyśmy wyrwane ze snu przez pana hydraulika..
Jutro wyprawa na targ staroci może znajdziemy sobie jakiś mebel a konkretnie stół, który by zakończył pustkę w naszym salonie.
Pewnego rodzaju atrakcją są też pociągi za oknem w dzień mruczące coś niewyraźnie a w nocy zapewniające atrakcje świetlne, przypominają, że Gdańsk jest na drugim końcu świata.